Nie zawsze można wybrać rolę, jaką będzie się odgrywać w życiu, lecz cokolwiek by ci się trafiło, dobrze tę rolę grać najlepiej, jak się potrafi (...) - "Niezbędnik obserwatorów gwiazd", str. 197.
Bellmont nie jest najprzyjemniejszym miejscem na naszej kuli ziemskiej... Czarne gangi, irlandzka mafia, ponury klimat i mało przyjaźni ludzie, własnie tak kojarzyć można to miejsce. W tym wszystkim jest Finley, mieszkający z tatą i dziadkiem - chłopak zakochany w Erin i w grze w kosza. Pewnego dnia jego trener prosi go o dziwną przysługę i w ten sposób w życiu chłopaka zachodzą pewne zmiany...
"Niezbędnik obserwatorów gwiazd" trafił na moją półkę już dawno temu, ale było nam nie po drodze. Raz go nawet zaczęłam, ale z jakiegoś powodu skończyło się na przeczytaniu pewnie kilkunastu stron. Czułam jednak, że będzie to historia warta poznania i chciałam się w nią zagłębić, toteż wakacyjne, sierpniowe dni były ku temu dobrą okazją. Teraz przyznaję, że czas spędzony z powieścią Quicka nie był czasem straconym.
W tej książce ważni są bohaterowie - ludzie z problemami, poturbowani, z ranami zadanymi przez życie, tajemniczy, ciekawi, nietuzinkowi. Autorowi udało się wniknąć w ich psychikę i stworzyć postaci, które wychodzą poza utarte schematy i "żyją" na kartach opowieści. Finley jest osobą, którą da się lubić. Specyficzny, małomówny, wycofany, ale przy tym sprawiający wrażenie sympatycznego chłopaka, z którym chciałoby się usiąść na dachu, patrzeć w gwiazdy i przez długie godziny wspólnie milczeć. Oprócz tego w "Niezbędniku..." spotykamy intrygującego Russa, czyli owianego tajemnicą, zagadkowego chłopaka, którego czytelnik podczas zagłębiana się w ksiązkę stopniowo poznaje i zaczyna coraz lepiej rozumieć. Najpierw wydawał mi się niepokojąco dziwny, jednak z czasem Quick umożliwia "rozgryzienie" jego zachowania.
To powieść młodzieżowa, jednak coraz częściej zauważam, iż to określenie bywa krzywdzące. Mnie kojarzy się ono z lekkimi powiastkami na temat miłosnych zawirowań rozkapryszonych nastolatków. Oczywiście często jest to błędny wniosek, bo mamy całą masę błyskotliwych i inteligentnych historii, które do tego gatunku można zaliczyć. To smutne i dla wielu książek ujmujące powiązanie ma swoje źródło w fakcie, że rzeczywiście mamy na rynku sporo powieści, których targetem jest młodzież,a poziom ich wykonania pozostawia wiele do życzenia. Jednak nie dajcie się zwieść pozorom. Matthew Quick pokazuje, że można napisać tekst z gatunku literatury młodzieżowej w taki sposób, ażeby powstała książka wartościowa, wciągająca, a przy tym przyjemna. Polecam.
Czyli kolejna dla mnie książka do nadrobienia :) Zgadzam się z określeniem 'książka młodzieżowa', wiele powieści ono krzywdzi...
OdpowiedzUsuńnastoletniabiblioteczka.blogspot.com
To prawda, słowa "to powieść młodzieżowa" często zostają źle odebrane. Z dziełami tego pisarza bardzo chcę się zapoznać, jednak jako pierwsze marzy mi się "Wybacz mi, Leonardzie". :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki Quicka, chlip :( Mam sporo do nadrobienia :)
OdpowiedzUsuńKsiążka dla mnie. Już wiem, że musze koniecznie przeczytać. Fajny blog :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie
www.nalogowy-ksiazkoholik.blogspot.com